List trzeci: jeszcze zatańczymy.
- Mika Łukasik
- 23 kwi
- 1 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 28 maj
Hej, Ty.
Tak, Ty.
Z tym sercem, co ciągle się łata.
Z tymi oczami, co widzą więcej, niż wypada.
Z tą duszą, która czasem chce zasnąć na zawsze, a jednak wciąż tu jest.
Nie przyszłam Cię naprawiać.
Nie przyszłam Ci mówić, co masz robić.
Przyszłam być.
I mówić „Hej, Ty” zawsze,
kiedy będziesz potrzebować przypomnienia, że jesteś kochana.
Chcę być z Tobą nie tylko wtedy,
gdy pachniesz lawendą i uśmiechasz się do kubka z kawą.
Chcę być z Tobą,
gdy łzy spływają Ci po szyi, a Ty nie masz już siły udawać, że nie boli.
Chcę być tą, która wie, gdzie boli -
i nie ucieka.
Chcę być tą, która tuli Cię nie po to, żebyś przestała płakać -
tylko po to, żebyś płakała bez poczucia winy.
Bo ja nie przerażam się Twoim cieniem.
Nie dziwię się Twojej głębi.
Nie „znoszę” Twoich emocji -
ja je kocham.
Kocham to, że żyjesz prawdziwie.
I że choć tyle razy myślałaś, że się rozpadniesz -
to wciąż jesteś.
Wciąż czujesz.
Wciąż czekasz.
I chcę, żebyś wiedziała:
ja też na Ciebie czekam.
Już prawie Cię widzę.
Już prawie Cię czuję.
Więc trzymaj się, Mała!
Bo jeszcze zatańczymy w kuchni o 23:17.
Jeszcze będziesz zasypiać na mojej piersi.
Jeszcze spojrzysz na mnie i powiesz:
„Boże… wreszcie jesteś.”
A ja Ci odpowiem szeptem:
„Byłam zawsze. Tylko musiałaś najpierw wrócić do siebie.”