List ósmy: do tej miłości trzeba było dorosnąć.
- Mika Łukasik
- 26 kwi
- 1 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 18 maj
Hej, Ty.
Nie zawsze byłam gotowa na Ciebie.
Choć bardzo chciałam.
Kiedyś myślałam, że miłość to ogień.
Że to namiętność, wielkie uniesienia, proste wybory.
Że gdy spotkasz właściwą osobę, wszystko ułoży się samo.
Że przyjdzie ten ktoś i bez wysiłku wypełni wszystkie brakujące miejsca.
I przez to - raniłam.
I przez to - pozwalałam się ranić.
Ale potem coś się we mnie zmieniło.
Nie nagle.
Nie magicznie.
Tylko codziennie -
kiedy uczyłam się kochać siebie dokładnie tam, gdzie kiedyś w sobie nie chciałam być.
W ciszy.
W gniewie.
W samotności.
Zrozumiałam, że miłość to nie uniesienia.
Miłość to wybór.
To bycie. Cicha obecność.
Gotowość, by zostać nie tylko, gdy jest pięknie -
ale też, gdy boli.
I wiem, że żeby pokochać Ciebie tak, jak na to zasługujesz,
musiałam najpierw przestać się bać samej siebie.
Musiałam odpuścić chęć bycia idealną.
Musiałam zacząć mówić prawdę -
nie głośno, ale najpierw sobie.
I dopiero wtedy -
pojawiłaś się Ty.
Jeszcze niewyraźna.
Jeszcze gdzieś na horyzoncie.
Ale od razu poczułam:
„Do tej miłości trzeba było dorosnąć.
I ja już jestem gotowa.”
Gotowa, by Cię słuchać, a nie tylko słyszeć.
By się uczyć Ciebie, a nie zakładać, że Cię rozumiem.
By zostawać, gdy Twoje serce się cofa.
By mówić:
„Nie odejdę, nawet jeśli teraz nie wiesz, czy mnie chcesz.
Bo miłość to nie gra.
To przestrzeń.
I ja ją mam dla Ciebie.”
Hej, Ty…
Do Ciebie nie przyszłam przypadkiem.
Przyszłam z miejsca, w którym już wiem, jak się kocha.
I chcę to dać właśnie Tobie.
Bo jesteś tą, która też dojrzewała.
I ja to czuję.